Co oznacza deregulacja „one in, one out” bez egzekwowania?
Bez egzekwowania zasada „one in, one out" pozostaje jedynie pustą obietnicą. Formalnej weryfikacji po prostu nie ma, co przekłada się na brak jakiegokolwiek nadzoru, a władza może swobodnie manewrować swoimi decyzjami. W efekcie wcześniejsze zobowiązania dotyczące redukcji obciążeń dla firm stają się niewygodne i łatwo je porzucić.
Regulacje administracyjne rosną jak grzyby po deszczu, choć oficjalnie mówi się o upraszczaniu przepisów. Model ten w żaden sposób nie chroni przed lawiną nowych regulacji – niewiążące deklaracje to za mało, by kogokolwiek zmobilizować do rzeczywistego usuwania starych przepisów przy wprowadzaniu nowych. Cała idea deregulacji traci sens, gdy mechanizm jej wdrażania opiera się na dobrej woli, a nie konkretnych wymogach.
Dlaczego zasada „one in, one out” pozostaje często na poziomie zaleceń?
Zasada „one in, one out" funkcjonuje zazwyczaj jako nieformalne zalecenie, a nie obowiązujący przepis prawny. W praktyce oznacza to, że jej przestrzeganie opiera się wyłącznie na dobrej woli ustawodawców, ponieważ brakuje mechanizmów weryfikacji i kontroli.
Bez możliwości egzekwowania ta koncepcja staje się pustą deklaracją, która nie przekłada się na rzeczywiste zmiany w prawie. Przedsiębiorcy nie odczuwają żadnej poprawy, biurokracja pozostaje na tym samym poziomie, a administracja nie zyskuje uproszczeń w swoim działaniu.
Największym problemem jest ryzyko, że pierwotny cel – eliminacja zbędnych przepisów – zostanie całkowicie zapomniany. Mechanizm, który miał przynosić realne korzyści gospodarce, zamienia się w fasadowe rozwiązanie bez praktycznego znaczenia.
Dlaczego zasada „one in, one out” funkcjonuje bez formalnych mechanizmów weryfikacji?
Zasada „jeden za jeden" funkcjonuje wyłącznie na zasadzie dobrowolnej współpracy, bez jakiejkolwiek formalnej kontroli czy mechanizmów weryfikacyjnych. Przepisy prawne nie przewidują możliwości jej egzekwowania, co sprawia, że zarówno ustawodawcy, jak i przedstawiciele rządu mogą ją stosować według własnego uznania.
W praktyce oznacza to, że:
- projekty deregulacyjne podejmowane przez rząd mają charakter fakultatywny,
- administracja państwowa nie podlega żadnym prawnym zobowiązaniom dotyczącym weryfikacji tej reguły,
- brak jest obowiązku przestrzegania zasady eliminowania jednego przepisu w zamian za wprowadzenie nowego.
Brak zinstytucjonalizowanego systemu kontroli sprawia, że skuteczność tej zasady pozostaje całkowicie uzależniona od woli politycznej decydentów.
Jak brak kontroli wpływa na skuteczność wdrażania zasady „one in, one out”?
Zasada „jeden za jeden" pozostaje jedynie pustą deklaracją, ponieważ brakuje jakiejkolwiek formalnej kontroli nad jej stosowaniem. Choć obiecywano redukcję biurokracji, rzeczywistość pokazuje coś zupełnie innego.
Bez odpowiednich mechanizmów egzekwowania te obietnice zmieniają się w puste słowa. Przedsiębiorcy wciąż czekają na zapowiadaną deregulację, która miała przynieść realne odciążenie.
Problem tkwi w braku nadzoru społecznego i konkretnych narzędzi kontrolnych. Mimo wprowadzenia nowej zasady, jej wpływ na codzienną działalność gospodarczą jest praktycznie niezauważalny. Co gorsza, zamiast uproszczeń obserwujemy ciągły przyrost regulacji, które dodatkowo komplikują prowadzenie biznesu.
- liczba przepisów rośnie,
- obiecane zmiany pozostają tylko na papierze,
- biurokracja będzie się tylko rozrastać.
Potrzebujemy skutecznych mechanizmów, które wymuszą przestrzeganie założeń tej zasady.
Dlaczego realizacja zasady nie zawsze odbywa się w stosunku 1:1?
Zasada „one in, one out" to teoria, która w praktyce rzadko sprawdza się idealnie. Władze mogą podejmować decyzje odbiegające od założonego stosunku 1:1, co prowadzi do różnych scenariuszy.
- zdarza się, że rząd wycofuje się z zapowiadanych reform,
- bez skutecznych mechanizmów egzekwowania, obiecany pakiet deregulacyjny pozostaje jedynie na papierze,
- rzeczywiste zmiany nie następują.
Niektóre kraje eksperymentują z bardziej radykalnym podejściem – zasadą „one in, two out". W tym modelu wprowadzenie jednego nowego przepisu wymaga eliminacji dwóch istniejących, co znacznie wykracza poza standardową proporcję.
W procesie legislacyjnym wiele propozycji ulega odrzuceniu lub modyfikacji. Nowe regulacje niekoniecznie zastępują stare, przez co pierwotne założenia reformatorskie często pozostają niezrealizowane.
Jakie ryzyko niesie brak gwarancji rzeczywistej redukcji obciążeń?
Niepewność co do rzeczywistego wpływu nowych przepisów na zmniejszenie obciążeń administracyjnych stanowi poważny problem. Choć projektodawcy składają formalne zobowiązania dotyczące uproszczeń dla przedsiębiorców, w praktyce sprowadzają się one jedynie do niewiążących zaleceń, co rodzi uzasadnione obawy o pustość tych obietnic.
Teoretycznie wprowadzane są konkretne rozwiązania:
- skraca się czas kontroli podatkowych,
- ogranicza obowiązki sprawozdawcze,
- rozwija cyfryzację poprzez elektroniczne postępowania,
- wprowadza e-umowy leasingu.
Mimo tych działań, firmy wciąż nie odczuwają oczekiwanej ulgi.
Biurokracja pozostaje codziennym wyzwaniem zarówno dla dużych przedsiębiorstw, jak i mikrofirm. Nierozwiązane kwestie, takie jak terminy przedawnienia, generują dodatkowe koszty i hamują rozwój innowacyjnych rozwiązań prawnych, co przekłada się na kondycję całej gospodarki.
Inicjatywy takie jak:
- pakiet resortu rozwoju,
- raport zespołu Rafała Brzoski
miały przynieść przełom w walce z administracyjnymi barierami. Niestety, bez skutecznych narzędzi wdrażania i monitorowania zmian, zamiast redukcji obciążeń obserwujemy wzrost liczby regulacji, co sprawia, że prowadzenie działalności gospodarczej staje się coraz bardziej skomplikowane.